Widząc Jezusa kroczącego po jeziorze, uczniowie zobaczyli w Nim zjawę, czyli postać ze świata nieprzyjaznych mocy. Słowa Jezusa rozwiewają te obawy. «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!», to nie tylko uspokojenie uczniów dzięki temu, że rozpoznali Nauczyciela, to również objawienie Boskiej mocy Jezusa.
Niełatwo oderwać się od siebie Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim. Łk 5, 1-11 „I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5, 11). „Sam brak rzeczy nie ogołaca duszy, jeśli ona w dalszym ciągu ich pożąda” (św. Jan od Krzyża). Gdyby tamtego dnia nad brzegiem jeziora apostołowie rzeczywiście pozostawili wszystko, nie opuściliby Jezusa w Ogrójcu. Gdyby naprawdę wyrzekli się wszystkiego, nie doszłoby do tylu nieporozumień i spięć między nimi a Jezusem w ciągu prawie trzech lat bycia razem. Słowem, gdyby moment powołania na ucznia oznaczał automatyczną przemianę człowieka, chrześcijaństwo nigdy nie zostałoby nazwane drogą. „Wszystko” w dzisiejszej Ewangelii nie oznacza bowiem „wszystkiego”. W tekście greckim pojawia się słowo „hapanta” – „wszystkie”, co w kontekście wyraźnie odnosi się do łodzi i sieci. Św. Łukasz nie wspomina nawet o rodzinie. Apostołowie pod wpływem spotkania z Jezusem zrobili pierwszy i ważny krok, trudny do zrozumienia po ludzku. Porzucili dotychczasową pracę i swój majątek. Zdobyli się już na wiele. I nie uczynili tego z kaprysu, sami z siebie, lecz pociągnął ich sam Jezus. Jednak decydując się, aby pójść za Nim, wprawdzie wypuścili z rąk sporo, ale zabrali ze sobą własne pomysły na życie, wyobrażenia, oczekiwania, pożądliwości, gwałtowne charaktery, słabości, przyzwyczajenia oraz wiele innych wad i przypadłości, charakterystycznych dla każdego człowieka. Tego wewnętrznego świata przywiązań, pragnień i potrzeb, którego kurczowo się trzymamy, nie porzuca się tak łatwo jak rzeczy materialnych. Dlatego Ewangelie nie ukrywają, że największym problemem w kształtowaniu uczniów nie były łodzie i sieci, lecz ich myślenie, ambicje, męskie rywalizacje, zapędy do siłowych rozwiązań, porównywanie się, w końcu lęk i tchórzostwo, kryjące się za parawanem pozornego bohaterstwa. Zwykła ludzka słabość i nieświadomy opór wobec Boga. Wiemy z jaką cierpliwością, a czasem także z irytacją, Jezus próbował powoli ich urabiać, przekonywać, upominać i korygować. Ta formacja szła jak po grudzie i nie zawsze z imponującym skutkiem, ale Chrystus nie poddawał się. Nawet podczas ostatniej uczty paschalnej, uczniowie nadal nie rozumieli, co Jezus do nich mówi. Zdążyli się przy tym pokłócić o to, kto z nich jest największy. Ciągle marzyli o wielkości i potędze według miary ludzkiej. Kierowali się bardziej logiką tego świata niż tym, co mówił do nich ich Nauczyciel. Nie dopuszczali do siebie, że będzie cierpiał i umrze w okrutny sposób. Nadawali na innych falach, zamknięci w swoim świecie „niekompatybilnym” ze światem Jezusa, czyli królestwem Bożym. Wobec powyższego, zadziwia mnie nieraz jak ochoczo romantyzujemy scenę powołania uczniów nad jeziorem, chociaż sam Chrystus powiedział, że nie przyszedł wzywać „sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Nie tych, którzy są zdrowi, lecz tych, którzy się źle mają. Idealizowanie apostołów przyjmuje postać co najmniej dwóch błędów. Po pierwsze, rezygnację z pewnych dóbr, by pójść za Jezusem, zawęża się głównie do księży i osób konsekrowanych. W oparciu o scenę powołania pierwszych uczniów często pokazuje się księdza, zwłaszcza na kazaniach prymicyjnych, jako tego, który wszystko poświęcił dla Chrystusa i, w przeciwieństwie do pozostałych wiernych, zdobył się na ogromną ofiarę. Niestety, to pobożne życzenie. Owszem, kandydat do kapłaństwa zrezygnował z małżeństwa i rodziny, ale przestąpił próg seminarium z całym ludzkim i duchowym inwentarzem. Z chwilą święceń nie osiąga stanu doskonałości równej aniołom. Wstąpienie do seminarium czy do zakonu to początek żmudnej drogi oczyszczania z wszelkiego rodzaju przywiązań, upodobań i egoizmu, której święcenia lub wieczyste śluby nie zamykają, chyba że zamknie ją sam zainteresowany. Drugi błąd wiąże się ściśle z pierwszym. Wbrew pozorom i klerykalnym interpretacjom wewnętrzne wyrzekanie się siebie i, jeśli trzeba także dóbr materialnych, nie dotyczy tylko księży, lecz wszystkich uczniów. I nie tylko rzeczy, lecz wewnętrznych przywiązań. Do nieba wejdą ci, których Duch Święty najpierw wewnętrznie oczyści i zasieje w nich cnoty. Jeśli nie na ziemi, to po śmierci. Moment powołania, czyli w przypadku wszystkich wierzących przyjęcie chrztu świętego, zapoczątkowuje powolne przeobrażanie w Chrystusa. Istotną i chyba najtrudniejszą częścią tego procesu jest jego negatywna strona: odrywanie się od siebie, od swojego egoizmu. Rozrywanie naszych nieuporządkowanych więzów to proces długofalowy, bolesny, pełen zakrętów, wewnętrznych konfliktów i ciemności. Nie każdy odpowiada na to wezwanie, niezależnie od tego, czy jest księdzem, zakonnikiem czy małżonkiem. Mocno zżywamy się z logiką, która kieruje naszym światem. Św. Jan nazywa ją „przyziemną miłością”, ale jednak miłością, daną przez Boga. Nie ma nic złego w tym, że człowiek dba o swoje życie, zabiega o ludzką sprawiedliwość i zaspokojenie swoich potrzeb i nie chce być skrzywdzony, To jednak etap wstępny. Bóg chce nas „podnieść na wyższy stopień miłości”, który objawił sam Jezus i według niego żył. Wolność w stosunku do rzeczy materialnych to zaledwie pierwszy stopień duchowego „oderwania się”. Jak tu pójść dalej, skoro często nie potrafimy wykonać nawet tego kroku? Wszyscy: duchowni i świeccy. Paradoks polega na tym, że bardzo trudno o duchowe ubóstwo, czyli wyzbycie się kontroli nad swoim życiem i zgodę na realizację Bożego planu w naszym życiu, jeśli nie jesteśmy zdolni do jakiejś formy ubóstwa, a przynajmniej do wolności, wobec tego, co posiadamy. Dopiero gdy nieco oderwiemy się od tego, w czym za bardzo pokładamy nadzieję, zaczynamy widzieć, jak bardzo przywiązani jesteśmy także do rzeczy niewidzialnych, choć stworzonych: władzy, opinii innych na nasz temat, chęci panowania nad swoim życiem, działania, aby zdobyć uznanie, destrukcyjnego indywidualizmu, narcyzmu, wszystkowiedzy, perfekcjonizmu. I, jak słusznie twierdzi św. Jan od Krzyża, ubóstwo materialne nie oznacza automatycznie, że stajemy się wolni i nieprzywiązani. Możemy bowiem wyzbywać się rzeczy i przyjemności, żyć nadzwyczaj skromnie, a nawet praktykować posty i dużo się modlić, kierując się niewłaściwą motywacją, np. żeby inni zobaczyli nasze pozorne postępy, pobożność, dyscyplinę i okazali nam z tego powodu podziw. Decyduje więc wewnętrzne nastawienie, a nie tylko to, co widać na zewnątrz. Często bardziej krępują nas więzy z dobrami niewidzialnymi niż z widzialnymi. Rzecz jasna, należy jeszcze doprecyzować, że inaczej wyrzeczenie się przywiązań realizuje się w życiu księdza, a inaczej w życiu małżonków czy osoby samotnej. Łączy nas jednak to, że sami nie oczyścimy się z tego, co oddziela nas od Boga i przykleja do stworzeń. Często jest nam z tym w miarę dobrze. Tylko świadome pójście za Jezusem, wiedząc że zawsze pozostaniemy niedoskonali oraz pozwolenie, aby Duch Święty „urabiał” nas podczas modlitwy, sakramentów i cierpienia, może nas stopniowo przygotować do „zostawienia wszystkiego” dla Pana. Dariusz Piórkowski SJ
Niełatwo oderwać się od siebie. Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu.
Liturgia Słowa 5 Niedzieli zwykłej: Hi 7, Ps 147 1 Kor 9, Mk 1,29-39 2 lutego obchodziliśmy w Kościele święto Ofiarowania Pańskiego, popularnie nazywane Matki Bożej Gromnicznej. Ale jest to także Dzień Życia Konsekrowanego. W tym dniu modliliśmy się szczególnie za osoby życia konsekrowanego, dziękując za ich życie, ale również mamy się modlić o nowe powołania do takiego życia w Kościele. W dzisiejszej Liturgii Słowa widać wołanie człowieka o zmianę i Boga, który w tej zmianie odgrywa swoją rolę. Widzimy to w Hiobie, ale i w Ewangelii. Tydzień temu widzieliśmy Jezusa, który rozpoczyna swoją misję Mesjasza – Zbawcy i Odkupiciela człowieka. To On dokonał uzdrowienia człowieka z opętania, dał mu wolność od ducha nieczystego (Mk 1,23-28). A dziś widzimy, jak Jezus nie odpoczywa po trudnym początku, ale idzie dalej. „Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej” (Mk 1,29-30). Jezus idzie dalej, do ludzi. Nie zostaje gdzieś na uboczu, aby złapać oddech. Co potwierdzają też końcowe słowa Ewangelii: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy” (Mk 1,38-39). W domu Piotra spotyka teściową, chorą kobietę. Nie wiemy czy to była tylko gorączka. Na pewno była objawem choroby. Zdarza się, że mówimy, że Jezus nie będzie się czymś takim zajmował, On ma więcej na głowie, to dla Niego błahostka. Bo faktycznie, czym jest gorączka przy opętaniu? Ale dla Jezusa wszystko jest ważne, bo to dotyczy człowieka. Dla Niego wszystko jest ważne, bo On przyszedł do wszystkich. I Jezus lubi słuchać wszystkiego, lubi słuchać o rzeczywistości, jaka ona jest z naszej perspektywy. Im więcej Jezusa w takich sytuacjach, tym mniej w nas lęku, strachu, tragizmu. Jak później widzimy: „On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę” (Mk 1,31a). Jezus słucha w domu Piotra co się dzieje i leczy teściową. Niektórzy pewnie będą mieli Jezusowi to za złe, ale Jezus wie co robi i ratuje Piotrowi teściową. To znak ogromnej miłości Boga, Jego miłosierdzia. Dotyka człowieka w takim stanie choroby i zniszczonego cierpieniem. W grece występuje tu czasownik egerio, który oznacza wskrzeszać, podnosić. Dotyka Jezusa przywraca do życia (J 12, Zdarza się, że jako ludzie nie widzimy wyjścia z sytuacji, myślimy, że już nic nie można zrobić, a sytuacja jest dramatyczna. Dzisiejsze Słowo pokazuje nam, że dla Jezusa nie ma sytuacji bez wyjścia. On zawsze, z każdej choroby, każdej złej sytuacji, może nas podźwignąć, może w nas tchnąć życie. Gdy brakuje Ci chęci do życia, gdy jesteś przygnębiony życiem, gdy czujesz, że z każdej strony osacza Cię strach, wątpliwości czy lęk, warto wtedy oddać to wszystko Jezusowi i pozwolić się Jemu podnieść. Tak jak dziecko, które gdy biegnie, potknie się na wystającym konarze czy dziurze w asfalcie i się wywróci, a mama czy tato od razu go podnoszą. Dziecko po chwili płaczu, biegnie dalej. Tak samo chce z nami Jezus, pocieszyć nas, poklepać po ramieniu i powiedzieć: żyj dalej! Co robi teściowa? „A ona im usługiwała” (Mk 1,31b). To odpowiedź na pomoc Jezusa. W języku greckim jest to czasownik diakoneo, który oznacza pokorną służbę, pełną życzliwości. Teściowa Piotra została uzdrowiona do pomocy człowiekowi. To zadziwiające, ale uzdrowienie dawane od Jezusa ma swoją misję. Tą misją jest służba, pomoc człowiekowi. Nie jesteśmy leczeni: wewnętrznie czy zewnętrznie po to, aby tylko i wyłącznie cieszyć się zdrowiem, robić swoje. Jesteśmy uzdrowieni po to, aby pomagać. Teściowa Piotra na pewno miała trochę zajęć w domu: umyć naczynia, zrobić obiad i pranie, posprzątać dom itd. A pierwsze co robi po uzdrowieniu to służba, pomoc. Czasami się wymawiamy od pomocy drugiemu człowiekowi. Tymczasem ta pomoc od nas ma być manifestacją miłosierdzia Boga. W służbie widać miłosierdzie Jezusa. Znamy uczynki miłosierdzia, co do ciała czy co do ducha. W miłosierdziu, w służbie widać czy jesteśmy Jego uczniami. Szatan bowiem nie naśladuje Jezusa, ani w miłości, ani w służbie, ani w pokorze. A miłosierdzie zawiera to wszystko w sobie: miłość do Jezusa i drugiego człowieka, pokorę i służbę. Dlatego, Jezus nie zatrzymuje się tylko w tym miejscu: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy” (Mk 1,38-39). Jezus uczy nas, że musimy przekraczać swoje granice, pokonywać różne przyzwyczajenia i myślenie, po to, aby iść dalej niż jesteśmy. Potrzeba wizji siebie, zmiany swojej mentalności: podając herbatę mężowi, który na mnie nakrzyczał, myjąc naczynia za mamę, która mi na coś nie pozwala, mówiąc „dzień dobry” sąsiadowi czy nauczycielowi, uśmiechając się do przypadkowo spotkanego człowieka czy wpuszczając kogoś do kolejki. Zmiana musi się zacząć ode mnie i to teraz.
Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy. Miejcie odwagę żyć dla miłości. Jakub Kruczek OP. Wj 22, 20-26 • Ps 18 • 1 Tes 1, 5c-10 • Mt 22, 34-40. Przykazanie miłości Boga i bliźniego jest drogowskazem na życie. W dobie relatywizmu trzeba jednak postawić pytanie, czym właściwie jest miłość.
Kazanie CNN o. Adama Szustaka OP na niedzielę 9 lutego 2020 r. – 5. Niedzielę Zwykłą (Rok A) – CNN [#167] Duchowość jajecznicy. Zobacz też: ⇒ Tekst modlitwy św. Matki Teresy, którą cytuje w rozważaniu o. Adam ⇒ Franciszkańskie rozważanie “Daję Słowo” na niedzielę 9 lutego 2020 Źródło / czytania Liturgii Słowa —> Langusta na Palmie: CNN [#167] Duchowość jajecznicy 🌿 «Dziel swój chleb z głodnym, do domu wprowadź biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj… Opublikowany przez Langusta na palmie Sobota, 8 lutego 2020 Langusta na Palmie – aby wesprzeć kliknij tu → Langusta na Palmie w social media: Facebook —> Twitter —> Instagram —> Więcej nagrań o. Adama Szustaka znajdziesz na —>
Otwórzmy się na działanie Bożego Słowa w naszym życiu. Modlitwa wiernych. Wdzięczni Bogu za otrzymane dobrodziejstwa wznieśmy do Niego nasze pokorne prośby: Prośmy za Kościół na całym świecie. Niech będzie wiarygodnym świadkiem Boga, który jest miłością. Ciebie prosimy. Prośmy za rodziny.
VI Niedziela Zwykła; Rok A; r. I czyt.: Syr 15,15-20; Ps.: 119; II Czyt.: 1 Kor 2, 6-10 Ew.: Mt 5,17-37 ks. Wacław Pelczar par. Wniebowzięcia NMP w Oświęcimiu I. Wymagania Jezusa są oczywiste i proste do zapamiętania, jednak kilka fragmentów Ewangelii celowo są pomijane przez wielu chrześcijan. Dlaczego tak postępujemy? Bądźmy szczerzy – wybieramy tylko te, które nam pasują, gdyż słowa Jezusa są niewygodne, a czasami bardzo radykalne, jak te z dzisiejszego fragmentu: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzołóż*. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa.” II. Mimo tych twardych wymagań dostrzegamy w Jezusie troskę o nasze zbawienie, który pragnie nam uświadomić co jest w nas najsłabszym punktem – a są to oczy przez, które dostaje się największe zagrożenie – pożądliwość. Oczy są bramą do duszy człowieka. Im bardziej ten zmysł jest wrażliwy, tym więcej przepuści albo dobra albo zła do naszych serc. Nie jest tajemnicą, że źródłem wszelkiego pragnienia i działania człowieka jest serce. To w nim rodzą się ambitne plany, zamiary, marzenia, dobre lub złe myśli oraz decyzje, które wyrażają się w czynach i w zewnętrznej postawie. Dlatego nauczanie Jezusa ponagla nas do zadania sobie pytań: Na co ja patrzę? Na kogo ja patrzę? Jak patrzę? Gdzie kieruję mój wzrok? W czym utkwiły moje oczy? Czym karmię swoją duszę? Pożądliwość to zagrożenie, które uderza z potężną siłą nieuporządkowanych pragnień władzy, rzeczy ziemskich, dóbr doczesnych, bogactwa, zaszczytów, przyjemności cielesnych, a nawet drugiego człowieka. Każdemu, kto się jej podda odbiera rozum i wolną wolę, ukierunkowując całą energię człowieka ku złu doprowadzając do degradacji moralnej. Kiedy już opanuje nas pożądliwość, w naszych sercach zaczyna królować egoizm, przyjmujący wszelkie propozycje zła. Jezus wspomina o nim w dalszej części ewangelii: „Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa.” Mt 15,19 Pożądliwość pozostawia po sobie straszliwą ruinę duszy, wielką pustkę w sercu. III. Czy jest sposób na pokonanie pożądliwości? Jezus proponuje nam przedziwne lekarstwo: „Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. (…) I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.” Te słowa wzbudzają niepokój, a nawet pewien niesmak. Jak to możliwe? Czyżby Jezus wzywał do fizycznego samookaleczenia się? O co tak naprawdę chodzi ? Jezusowi chodzi o natychmiastowe zerwanie z pokusą, z okazją grzechu i samym grzechem oraz o odrzucenie wszelkich propozycji zła. Chodzi o to, by odciąć się od takiego środowiska ludzi, przyjaciół, znajomych, sąsiadów, kolegów w szkole, w pracy albo na imprezie, którzy swoim zachowanie narażaliby naszą wierność narzeczeńską, małżeńską lub czystość serca, wprowadzając nas w atmosferę zła. Jezusowi chodzi o to, by nie dopuścić do żadnej okazji, aby pożądliwość mogła wkraść się do naszych serc i siać spustoszenie. Jezus proponuje nam dziś takie rozwiązanie: Jeśli telewizja jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie – sprzedaj dekoder i telewizor, kup sobie radio. Jeśli Internet jest ci powodem do grzechu, odetnij go i odrzuć od siebie – zrezygnuj z umowy , czytaj wartościowe książki. Jeśli twój chłopak jest ci powodem do grzechu, odrzuć go od siebie – gdyż on nigdy Cię nie kochał i zawsze Cię okłamywał. Jeśli twoja dziewczyna swoim zachowaniem prowokuje Cię do grzechu, odrzuć ją od siebie – gdyż ona nigdy Cię nie pokocha, lecz zawsze będzie się Tobą dobrze bawić. Jeśli szef proponuje Ci wysokie stanowisko kosztem twojej wierności mężowi lub narzeczonemu, odrzuć go od siebie – gdyż on zniszczy Twoją rodzinę i szczęście. Jeśli kolega, czy koleżanka w pracy, jest ci powodem do grzechu, to natychmiast zrezygnuj z tej pracy i szukaj następnej. Nie martw się tym, co wydarzy się po tak dramatycznej interwencji i decyzji. Jezus zapewni Ci swą łaskę i bezpieczeństwo. Zawsze pamiętaj, że warto to uczynić ze względu na Jezusa, który obdarzy życiem wiecznym.
Pokazując swoje rany Chrystusowi, mamy szansę, aby On swoim Duchem je oczyścił – wtedy się zagoją. Dzieje się to za pośrednictwem kapłana, który trzyma w ręku butelkę z wodą utlenioną. Jest nią Duch Święty, który wylewa się na nas, gdy kapłan z nami rozmawia, udziela nam rozgrzeszenia i oczyszcza naszą pokaleczoną duszę.
Ks. Edward Staniek HOMILIE NA NIEDZIELE I ŚWIĘTA Rok A, B, C © Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2003 Wydawnictwo "M" ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, e-mail: wydm@ TRZYNASTA NIEDZIELA ZWYKŁA Czyt. I - 1 Krl 19, Czyt. II - Ga 5, Ewangelia - Łk 9,51-62 WARTOŚĆ WYRZECZENIA Kiedy uważnie czytamy dzisiejsze fragmenty Ewangelii św., trudno obronić się przed posądzeniem Chrystusa o „nieludzkość". Bo jak ocenić żądania zrezygnowania z udziału w pogrzebie rodzonego ojca? Przecież Jezus wiedział, że jest dzień pogrzebu ojca, a mimo to powołanemu uczniowi nie pozwala wziąć w nim udziału. Czy nie mógł zaczekać jeden dzień? Drugiemu zabrania pożegnać się ze swoimi bliskimi w domu. Wydaje się, że gest pożegnania jest gestem miłości. Tymczasem Chrystus żąda zrezygnowania z tego gestu. Wyraźnie widać, że Jezusowi chodzi o to, aby Jego uczeń potrafił zerwać nawet najbliższe sercu więzy łączące go z rodziną, z domem. Dlaczego Chrystusowi chodzi o umiejętność rezygnowania? Odpowiedź jest prosta. Jezus zabiega o to, by Jego uczeń był wolny, a nie ma wolności bez opanowania sztuki rezygnacji. Tylko ten jest prawdziwie wolny, kogo stać na rezygnację ze wszystkiego. Ewangeliczna droga życia jest jedyną drogą na świecie, na której płaci się samym sobą. Postęp na tej drodze jest możliwy wyłącznie za cenę wyrzeczenia. Trzeba płacić sobą, trzeba płacić samozaparciem, trzeba płacić rezygnacją. Na innych drogach tego świata można płacić innymi wartościami. Jednym bogactwo pozwala zajść w życiu bardzo daleko, inni wspinają się przy pomocy znajomości. Dzisiaj protekcje są nawet cenniejsze aniżeli pieniądze. Ktokolwiek chce robić karierę w tym świecie, musi mieć „plecy", nie ma innej możliwości. Niejednokrotnie ludzie płacą nawet swoją godnością. Pomagają na tej drodze piękne oczy, przystojny wygląd, mocne łokcie, itp. Natomiast na ewangelicznej drodze to wszystko jest nieważne. Przy pomocy tych wartości nie zrobi się ani jednego kroku. Tu płaci się sobą, zaparciem, wyrzeczeniem. To jest droga wolności, droga prowadząca do prawdziwej miłości. Najwięcej boimy się tej wielkiej ceny. I nie dziwmy się, że Chrystus ma tak niewielu uczniów. Cena przynależności do Niego jest najwyższą ceną, jakąmożna zapłacić na ziemi. Ta cena odstrasza. Z tym, że my zazwyczaj dostrzegamy wysokość ceny, a nie dostrzegamy wartości, którą za nią nabywamy. Tymczasem Chrystus stawia sprawę jasno: ty Mi daj siebie samego, a Ja Ci dam siebie. To jest prawo Ewangelii. Dlatego na ewangelicznej drodze płaci się sobą, rezygnacją z wszystkich doczesnych wartości dla Chrystusa, ponieważ On również płaci sobą. Może to zrozumieć tylko ten, kto prawdziwie kocha, bo jest to prawo miłości. Dopiero wtedy, kiedy człowiek prawdziwie kogoś kocha, potrafi dla niego zrezygnować ze wszystkiego. Jeśli matka prawdziwie kocha swoje dziecko, potrafi dla niego zrezygnować nawet z własnego życia. Jeżeli mąż prawdziwie kocha swoją żonę, potrafi dla niej zrezygnować ze wszystkiego. Jeżeli autentycznie kocham Chrystusa, to dla Niego potrafię zrezygnować nawet z wielkich doczesnych wartości. Spotkanie w miłości jest możliwe jedynie przez wyrzeczenie i w wyrzeczeniu. Drogą bowiem do miłości jest droga wolności, a warunkiem uzyskania pełnej wolności jest wyrzeczenie. Chciałbym, abyśmy dzisiaj postawili sobie pytanie: Z czego i dla kogo potrafimy zrezygnować? Szczera odpowiedź na to pytanie ujawni, kogo najbardziej kochamy. Jeżeli nas nie stać na rezygnację, to znaczy, że najbardziej kochamy samych siebie, ale to jest nasza klęska. Chrystus wzywa do wyrzeczenia dla kogoś, bo wtedy człowiek wygrywa. Przecież życie tylko wtedy ma sens, gdy żyję dla kogoś, cierpię dla kogoś i umieram dla kogoś, wówczas bowiem życie moje jest dziełem miłości. opr. ab/mg Copyright © by Wydawnictwo "m"
Rozważanie w 1 Niedzielę Adwentu - to jest Adwent (*.mp3) 2015/2016 Rok C. Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszwchświata - właściwa decyzja (*.mp3) przeczytaj po wysłuchaniu homilii: Podjęcie niewłaściwej decyzji powoduje zagrożenia, łącznie z utratą życia wiecznego. Przed jej podjęciem zapoznaj się jeszcze raz z treścią
XVII Niedziela zwykła, C; Rdz 18, 20-32); (Ps 138 (137), 1b-2a. 2b-3. 6-7d. 7e-8); (Kol 2, 12-14); Aklamacja (Rz 8, 15bc); (Łk 11, 1-13); Winnica 24 lipca 2022. Czytaj dalej Bóg nie jest pluszowym misiem XVI Niedziela zwykła, C; (Rdz 18,1-10a); (Ps 15,1-5); (Kol 1,24-28); Aklamacja (Dz 16,14b); (Łk 10,38-42); Winnica 17 lipca 2022. Czytaj dalej Sprawdź zasilanie XV Niedziela zwykła, C; (Pwt 30,10-14); (Ps 69, (Kol 1,15-20); Aklamacja (J 13,34); (Łk 10,25-37); Winnica 10 lipca 2022. Czytaj dalej Pobożna obojętność XIV Niedziela zwykła, C; (Iz 66,10-14c); (Ps 66, (Ga 6,14-18); Aklamacja (Kol 3, (Łk 10, Winnica 3 lipca 2022. Czytaj dalej Siedemdziesięciu dwóch 13. Niedziela zwykła, C; (1 Krl 19, (Ps 16, (Ga 5, Aklamacja (1 Sm 3,9; J 6,68b); (Łk 9,51-62); Winnica 26 czerwca 2022. Czytaj dalej Inna droga Konferencja dziekanów, Płock 9 czerwca 2022. Czytaj dalej Siostra Paschalis i towarzyszki Nowenna przez Zesłaniem Ducha Świętego; Winnica 31 maja 2022. Czytaj dalej Słowo daje życie… i nie tylko to… Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego; (Dz 1,1-11); (Ps 47, (Hbr 9, 24-28; 10, 19-23); Aklamacja (Mt 28, (Łk 24,46-53); Winnica 29 maja 2022. Czytaj dalej Już nie krew cudza Sobota piątego tygodnia okresu Wielkanocnego; (Dz 16,1-10); (Ps 100,1-5); Aklamacja (Kol 3,1); (J 15,18-21); Pułtusk 21 maja 2022. Msza Święta na zakończenie pielgrzymki trzeźwościowej. Czytaj dalej Cztery myśli na granicy kontynentów Konferencja wygłoszona na pielgrzymce trzeźwościowej; Winnica – Pułtusk 21 maja 2022. Czytaj dalej Sens i znaczenie modlitwy Krucjaty Wyzwolenia Człowieka
Prośmy dzisiaj, abyśmy umieli w naszym życiu wypełniać Prawo i Proroków przez codzienne naśladowanie Jezusa i Jego wskazówek. Kazania-homilie: VI niedziela zwykła, Rok A. o. Maciej Ziębiec CSsR (13 lutego 2011 roku, Rok A, I) o. Sławomir Romanowski CSsR (16 lutego 2014 roku, Rok A, II) o. Bogdan Nieć CSsR (12 lutego 2017 roku, Rok A
Bóg mocny przychodzi łagodnie „Pan jest moją mocą i tarczą”, mówi autor Psalmu 28, „moje sercu Jemu zaufało”. Kiedy słuchamy tych słów, wyobrażamy sobie Boga, który jak potężny mocarz, jak wojownik staje za modlącym się człowiekiem. Wyobrażamy sobie Boga mocnego, który kruszy swoich i naszych nieprzyjaciół. On przychodzi jak burza, jak trzęsienie ziemi. Niszczy to, co nie poddaje się jego władzy. Za takim Bogiem często instynktownie tęsknimy. Tymczasem w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Królewskiej słyszymy wprost: Boga nie było w przechodzącej obok Eliasza wichurze. Nie było go także w potężnym trzęsieniu ziemi. Boga nie było także w ogniu. Ukrył się w lekkim powiewie (1 Krl 19,11-12). Co oznacza ten dziwny sposób, w jaki przychodzi On do proroka? Podobnie niespodziewanie Jezus dołącza do swoich na Jeziorze Genezaret (Mt 14,22-33). Dlaczego pozwala im się samotnie zmagać z falami i zgadza się na karkołomny spacer Piotra po wodzie? Bóg przychodzący w lekkim powiewie i kroczący po wodzie Jezus wydają się przekreśla nasze marzenia o Bogu mocnym, który w jednym momencie ratuje nas z opresji i ręki wrogów. 1. Pan przychodzi w „lekkim powiewie” Cała historia Eliasza to pasmo spektakularnych cudów przeplatanych sytuacjami, w których prorok nie jest pewien swojego jutra. Eliasz, to przecież ten, którego słowo sprowadza z nieba ogień (1 Krl 18,38). Przypomnijmy sobie pokrótce to, co dzieje się w rozdziale poprzedzającym czytany dziś fragment. Ogień spadający z nieba to końcowy akt wielkiej próby sił, która rozgrywa się pomiędzy Bogiem Izraela i pogańskim bożkiem Baalem. Eliasz, jedyny pozostały przy życiu prorok Boży, staje naprzeciw czterystu pięćdziesięciu sług kananejskiego bóstwa deszczu i urodzaju, Baala (1 Krl 18,22). Na górze Karmel, w obecności zgromadzonych Izraelitów ma się ostatecznie rozwiązać kwestia, kto jest prawdziwym bogiem Izraela (1 Krl 18,21-24). Przygotowany zostaje ołtarz i całopalenie. Bóg, który odpowie na modlitwy swoich sług zsyłając z nieba ogień, jest tym, któremu wszyscy oddadzą pokłon. Pomimo tańców a nawet krwi przelewanej przez swoich kapłanów Baal nie odpowiedział (1 Krl 18,26-29). Na słowa modlitwy Eliasza natomiast z nieba zstąpił ogień, który pochłonął ofiarę, ołtarz i otaczającą go wodę (1 Krl 18,30-38). Ta demonstracja mocy Boga i jego proroka kończy się wyznaniem wiary Izraela i rzezią kapłanów Baala, którzy zostali wydani pod miecz (1 Krl 18,39-40). Jeśli szukać w historii Eliasza momentu, w którym najwyraźniej objawia się potęga Boża, to niewątpliwie jest nim próba sił na górze Karmel. Zaraz potem jednak sytuacja zmienia się dramatycznie. Tak jak Eliasz rzucił wyzwanie pogańskiemu bożkowi, tak pogańska królowa Izebel rzuca wyzwanie Bogu Izraela i jego prorokowi. „Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel! Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie postąpię jutro z twoim życiem, jak się stało z życiem każdego z nich (t. j. proroków Baala) (1 Krl 19,2). Groźba jest poważna, bo pochodzi od bardzo wpływowej osoby, ale czyż Eliasz nie powinien był roześmiać się jej w twarz? Niedawno przecież otrzymał wyraźny znak Bożej obecności. Na własne oczy oglądał spadający z nieba ogień i zagładę sług obcego bożka. Czy Bóg, który obronił go przed armią fałszywych proroków, nie obroni go także przed ich królową? Eliaszowi jednak daleko do takiego zaufania. Wpada w przerażenie i zaczyna uciekać (1 Krl 19,3). Ukrywa się na pustyni w okolicach Beer-Szeby, i prosi, aby Pan skończył jego mękę i odebrał mu życie (1 Krl 19,4). Eliasz jest bliski depresji. Gdzie podział się ten prorok, który jeszcze kilka dni temu gotów był zmagać się sam jeden z pogańskim światem? Gdzie jest jego zsyłający z nieba ogień Bóg? Na razie posyła tylko swojego anioła, aby przygotował Eliasza do długiej drogi (1 Krl 19,5-8). Po czterdziestu dniach wędrówki Eliasz dociera do Bożej góry Horeb. Tu ma nastąpić długo oczekiwany moment spotkania pomiędzy Bogiem i Jego prorokiem. Spotkanie powinno wytłumaczyć niespodziewaną odmianę losu Eliasza. Dlaczego Pan najpierw dał mu zakosztować smaku zwycięstwa i swojej mocy, aby potem wydać go w ręce Izebel? Dlaczego Eliasz stchórzył, nie zaufawszy Bożej pomocy? Zauważmy, że natchniony autor Księgi Królewskiej opowiadający historię proroka wcale nie potępia go za jego strach i ucieczkę. Wydaje mu się to całkowicie naturalne. Jak inaczej zareagować na wyrok śmierci wydany przez potężną pogańską królową? Równie naturalnym wydaje się fakt, że Bóg dopuszcza, aby taka próba przyszła na jego proroka. Dzięki niej Eliasz doświadcza nie tylko swojej ludzkiej słabości i załamania. Ona ostatecznie także doprowadza do jego spotkania twarzą w twarz z Panem. Co chciał Eliaszowi powiedzieć Bóg, którego nie było w potężnej wichurze, ani w trzęsieniu ziemi, ani nawet w ogniu (1 Krl 19,11-12)? W Starym Testamencie wszystkie te znaki towarzyszą objawiającemu się Panu (cf. Rdz 15,17; Wj 24,17; Pwt 4,36; 5,25; 9,3; Sdz 5,4; 2 Sam 22,8; Ps 18,8; 60,4; 68,8; 77,19; 97,3; Iz 24,18; 29,6; 31,9; Jer 10,10; Joel 2,10). Prorok czułby się znacznie lepiej, gdyby przekonał się, że jego Bóg jest jak huragan; że może wstrząsnąć posadami ziemi; że jest jak ogień, który pochłonie Izebel. A tymczasem do Eliasza Pan przychodzi w lekkim powiewie (1 Krl 19,12). Co to znaczy? W Ps 107,29 czytamy, że Bóg potrafi zamienić gwałtowną burzę w łagodny powiew wiatru. Być może na górze Horeb Pan próbuje dać do zrozumienia Eliaszowi, że potrafi rozproszyć burzę zbierającą się nad jego głową? Ten sam obraz „łagodnego powiewu” pojawia się u Hioba, który opowiada o tym, jak Bóg przychodzi do niego w nocnych widzeniach, mówiąc szeptem (4,16). Bóg mocny który przychodzi w łagodnym powiewie wiatru, który mówi szeptem. Czyż to nie paradoks i sprzeczność? Czego mamy się z tego objawienia nauczyć? Żeby dopowiedzieć na to pytanie przejdźmy do innej sceny, która rozegrała się kilka wieków później na wodach Jeziora Genezaret. 2. Pan przychodzi krocząc po wodzie Podobnie jak w przypadku opowiadania o Eliaszu, historia spotkania uczniów z Jezusem na Jeziorze Genezaret poprzedzona jest spektakularnym cudem. Pan nakarmił ponad pięciotysięczny tłum rozmnożywszy pięć chlebów i dwie ryby (Mt 14,15-21). Zaraz potem nakazał apostołom, aby przeprawili się na drugi brzeg. Sam tymczasem udał się na górę, aby pomodlić się na osobności (Mt 14,22-23). Ewangelista Mateusz przekazuje, że łódź z uczniami była pośrodku jeziora, zmagając się z falami i przeciwnym wiatrem (Mt 14,24). Jezus tymczasem modlił się na górze. Dopiero w środku nocy zdecydował się dołączyć do swoich i zrobił to w dość oryginalny sposób. Mógł pojawić się już na brzegu i tam czekać na nich po męczącej przeprawie przez jezioro. Wówczas jednak zostawiłby ich na pastwę żywiołu, który w tym miejscu potrafi być bardzo groźny. Dość powiedzieć, że Jezioro Genezaret ze względu na swoje rozmiary nazywane jest także morzem (Jam Kinneret). Otaczają je góry i wzniesienia, które sprawiają, że rozgrzewające się powietrze spada tu z ogromną prędkością w dół wywołując burze, gwałtowne wiatry i fale sięgające kilku metrów. Jezus nie chce pozostawić swych uczniów na pastwę burzy, która rozpętała się nocą nad jeziorem, i dołącza do nich… krocząc po wodzie (Mt 14,25). Niestety przy szalejącym wietrze i falach oraz przy strachu, jaki niewątpliwie musiał zagościć w ich sercach, apostołom trudno rozpoznać w zbliżającej się postaci ich Mistrza. Biorą go za ducha i wpadają w przerażenie (Mt 14,26). Do walki z żywiołami natury dołącza fenomen ponadnaturalny – zjawa – która tym bardziej potęguje ich strach. Podobnie jak w przypadku Eliasza, znika gdzieś zaufanie w obecność i pomoc Bożą, w bliskość Jezusa, którego cuda oglądali poprzedniego dnia. Zastanawiającym jest także fakt, że Jezus zamiast uciszyć burzę, pozwala im przez długi czas zmagać się z nią. Przychodzi dopiero o czwartej straży nocnej, t. j. około trzeciej w nocy (czwarta straż nocna wprowadzona przez Rzymian rozciągała się od trzeciej w nocy do szóstej nad ranem). Nie ucisza burzy, lecz pojawia się pośrodku rozkołysanego silnym wiatrem jeziora. Przychodzi po cichu, w nocy. Na nic zdają się jego okrzyki „Odwagi!” i zapewnienia „To ja jestem” (Mt 14,27). Między apostołami panuje strach i konsternacja. Jakby tego było mało, Jezus nie zbliża się do łodzi, aby natychmiast rozwiać ich wątpliwości, lecz zatrzymuje się w pewnej odległości jakby obserwując. Można to wywnioskować z prośby Piotra: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28). Jezus zgadza się na tę próbę, która ma uczniów przekonać, że nie mają do czynienia ze zjawą. Piotr przekona się jednak szybko, że karkołomny wyczyn, na który się zdecydował, jest bardziej próbą dla niego niż dla Mistrza. Kiedy, ufając słowu Jezusa, staje przed Nim, uświadamia sobie nagle, że jego położenie jest nieprawdopodobne, wręcz absurdalne. Nic się nie zmieniło. Wokół niego szaleje burza, a on kroczy po falach, podczas gdy, według wszelkiej logiki, powinien tonąć! I zaczyna tonąć (Mt 14,30). Na szczęście wie kogo wezwać na pomoc. Ratuje go wyciągnięta ręka Jezusa (Mt 14,31). A uczniowie otrzymują dowód, na który czekali – to On, Pan. Jezus ostatecznie ucisza burzę (Mt 14,32), oni zaś wyznają coś, co tej pory jeszcze nie przeszło im przez gardło – „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,33). Czas wyciągnąć wnioski z dwóch opowiadań. Aplikacja Tak w historii Eliasza jak i w historii uczniów z Jeziora Genezaret Bóg przychodzi na sposób, którego nikt się nie spodziewał. Prorok nie znajduje go w żywiołach pełnych mocy lecz w cichym powiewie wiatru, w cichym głosie, który mówi do jego serca. Nie jest łatwo rozpoznać obecność Bożą w tak małych znakach. Podobnie Apostołowie, zanim zobaczą Jezusa uciszającego burzę na jeziorze, widzą go zbliżającego się cicho do ich łodzi, z daleka, podobnego do zjawy. Dlaczego w obu tych historiach Bóg nie objawia się swoim sługom jasno, tak aby ich przekonać? Dlaczego pozwala Eliaszowi zaznać strachu i ucieczki; dlaczego skazuje apostołów na zmaganie się z żywiołem? Czy tak wygląda Bóg mocny, który ma być dla nas mocą i tarczą? Dlaczego czeka, kiedy powinien działać? Po co mu ten moment zawieszenia? Ten właśnie moment nadaje naszemu bardzo realistyczny rys. Sprawia, że nie kwalifikuje się do on do świata bajek, w którym wszystko rozwiązuje się magicznie, za jednym pociągnięciem różdżki. Świat ludzki pełen jest cierpienia, niesprawiedliwości, niespodziewanych zdarzeń i sił, które są w stanie zgnieść kruche ludzkie życie. Uczyniliśmy go takim przez nasz grzech i niefrasobliwość. W tym świecie nasz Bóg chce być i jest obecny blisko nas. Szuka popadającego w zwątpienie Eliasza i proponuje mu spotkanie. Szuka zagubionych na środku jeziora uczniów i mówi im: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!”. To „Ja jestem” ma bardzo szczególny sens. Znaczy: jestem blisko ciebie w czasie trudów i twojej życiowej próby. Ten czas nas nie ominie. Byłoby niedorzecznością oczekiwać tego od Boga. To tak jakby prosić go o to, żeby zabrał nas z tego świata. Póki trwa nasze ludzkie życie, trwać będzie walka fałszu z prawdą, walka Izebel z Eliaszem. Póki żyjemy, będziemy musieli pokonywać spiętrzone wody problemów. Bóg cicho, bez pompy staje wówczas przy nas i mówi do naszego serca. Nie zniechęca się naszym brakiem zaufania i małą wiarą. Bierze je poważnie pod uwagę. Wie, że najtrudniej przekonać do siebie pełne strachu ludzkie serce. Choć przychodzi do nas tak niepozornie, jest przecież Bogiem mocnym, zdolnym ocalić nas od zwątpienia, dodać siły i uciszyć nasze życiowe burze. Tak. Dla tych, którzy Mu zaufają Pan jest jednak Opoką, Bogiem mocnym, wyczekiwanym Zbawicielem. Pamiętajmy o tym czasie próby.
Zapraszam na szklankę dobrej rozmowy o tym, jak być autentycznym, jak odnaleźć prawdę o sobie i żyć nią każdego dnia. Nie bójmy się stanąć twarzą w twarz z samym sobą i Bogiem.Zapraszam na rozważanie na 31 Niedzielę Zwykłą rok A, pod tytułem "przed czym ostrzega Jezus?" 👉 Laudato si 👉
Niedziela – dzień Pański, dzień Pana („ Dies Domini ” – Ap 1,10), jak wskazuje tytuł tegoż Listu Apostolskiego Jana Pawła II o świętowaniu niedzieli. Jest dniem największego cudu – zmartwychwstania Pana Jezusa! A także jest to upamiętnienie Zesłania Ducha Świętego, które również nastąpiło w niedzielę.
. ugrt8kv2qw.pages.dev/423ugrt8kv2qw.pages.dev/294ugrt8kv2qw.pages.dev/900ugrt8kv2qw.pages.dev/741ugrt8kv2qw.pages.dev/282ugrt8kv2qw.pages.dev/105ugrt8kv2qw.pages.dev/778ugrt8kv2qw.pages.dev/145ugrt8kv2qw.pages.dev/894ugrt8kv2qw.pages.dev/67ugrt8kv2qw.pages.dev/676ugrt8kv2qw.pages.dev/462ugrt8kv2qw.pages.dev/215ugrt8kv2qw.pages.dev/693ugrt8kv2qw.pages.dev/722
kazanie na 5 niedzielę zwykłą rok a